częściej ciepłe dni
pamiętam tamten czas
wczoraj było ciężko ale nie byłem sam
jakże pięknie rozmyślać
gdy po pracy układałem się do snu
upadamy nisko niżej antypody
biegnę po schodach z brakiem tchu
marny nasz świat marny ja
lichy jak trawy źdźbło
usychamy z każdym oddechem
nasiona trawi ogień
z zapachem palonej słomy popiół
wiatr piachem w twarz