piękny był, skakał aż do skrzydeł,
gdy ciałem przysiadł na listwie
ze wstążką na nodze, podobnej
do węża za drzewem w ogrodzie
wielkim jak kontynent.
Zabiłam, bo miał własną przestrzeń
coś więcej niż tlen czy powietrze,
a wszystkim miało być lepiej
za parę drobnych, co stały się
połową nas, która nie zniknie.
Zabiliśmy w spokoju majowej nocy
przywiązanie do dłoni, czynów ich
i młotem wbiliśmy do głowy im
ptasie móżdżki, wasze miłości
wolności, mamy za nic.