aż spadną kropelki, co się nazywały magią,
ogromnie poważne, jak planety za ścianą
co z głów ludzi powstały, a ze słów
utraciły własną tożsamość.
Czyli jak wiatry mnie popchniesz
do czynów i miejsc, gdzie powłoka wrze
a przestrzeń mój uśmiech poniesie
gdy w środku coś pęknie, jakby to był
sylwester.
I popatrzycie ze szczęściem w oczach
jak na człowieka, wreszcie na Boga
którego serce na stryczek, a krew
a credo, we wszystkich kolorach.