Patrzyłam na deszcz poranny, roniąc łzy w jeziorze
I próbując upamiętnić dawne ciepło głazu,
Z którym zamieniłam kilka słów pewnego razu.
„Zostałem stworzony z kamienia”, rzekł skromnie, „dlatego nie mogę dopuścić cię do mnie”.
Wszak ja zachęcałam: „To nie jest ciekawość; nie chodzi o próżność, lecz ciepło twej skóry”.
„Zostałem stworzony z piaskowca bezliku, więc gdzież by twe serce wpasować się miało? Idź precz, a pogardy unikniesz z pewnością”.
Nie tracąc nadziei, odrzekłam z żałością: „Mój głazie, daj zajrzeć mi choćby na moment!”.
Lecz głaz zgasił wszystkie latarnie dokoła
I zamknął przede mną podwoje bez słowa.
Dotknęłam ich lekko, w geście pożegnania;
Przeszyły mnie chłodem na wskroś – zrozumiałam...