nasycony nieprawdą obietnic
uskrzydlony prostuję ramiona by zniknąć bez śladu
w obłokach nie zacierając śladów
ziemia zbyt nisko niszczona wokół
mam dość fałszywych proroków
wiara słaba zgniła gdzieś w środku
zamknięte oczy jak dzień po zmroku
wycinam skrawek skóry na buty dla mojej lubej
zamykam świat w garści więcej nie mam
obiecali mi nową kaczkę i krew niewinnych
upadam nisko by wzbić się ponad ściernisko
kołują jastrzębie gorycz wszędzie
tutaj się urodziłem umrę gdzieś indziej
żegnaj matko żegnaj świecie upadły na grzbiet
nasycony obłudą zacieram ślady po sobie
nie znajdziecie prawdy urodzeni w gniewie