liście spadają do dołu
czasem ptaki krążą nad starą stodołą
unoszę dłonie by dotknąć nieba
dotykam martwej jabłoni
w głowie myśli obłoki
zasypiają po obiedzie
zasłaniam twarz nieładny
przystaję z rozważaniem
brzydota ma amatora
niewdzięcznie uśmiecham się
co za szczęście gdy mnie ubędzie
jesień nad przepaścią puszcza obłoki
blade od westchnień
rozpuszczam się w eterze w białym wapnie