były, a gdzie nie doszły
tam wciąż ich nie ma.
Nie wpełzły przez szczelinę
w szarą klatkę z tlenem,
choć zupełnie nie wyszły
poza gałki oczu
jeszcze zanim osiadł tusz
na stałe nad ramieniem
zdążono je zdeptać
przed potokiem słów.
I śmiały usta bez twarzy
puszczać między myśli
ich krzyki do klatek
pustych od lat.