opadają płatki z nieba
z topniejących zabielonych dachów
opadają spracowane ręce
z ust padają słowa niewygodne
niewypowiadane z serca
milczeniem w ciszy trwam
biało tak blisko czarne zaorane
bielsze nasze spojrzenia nie będą
upuszczasz ostatnią kroplę krwi
czerwienią na dłoni
na ziemi pozorny spokój
zło kiełkuje powoli
atak zaraża innych
choroba toczy jak robak
niewiadomych znaków zapytania
przed nimi stoję wpatrzony w dal
nie rozumiem
dokąd idziesz człowieku
pędzą koła zębate w kieracie
świat nie wyhamuje
niepotrzebnie
waham się nad prawdą
bo prawda to prawda
wiedza jest obowiązkiem
grzechem brak wiedzy
albo świadomie poddać się pokusie
przyznać rację i odkupić duszę przed
stosem słów przed żarem z ust