rozkopuję rany
spoglądam z trwogą na tarcze zegarów
czy jeszcze zdążę
rowy zasypać
poobalać mury
z gruzów na powrót
uformować góry
pośród połonin cieniste doliny
wypełnić wodą jak kryształ przejrzystą
lustrem dla nieba
a kiedy skończę
pośród oczekiwań
na brzegu lasu
drzew com je wysadził
rozpalę ogień
nim udam się w podróż
w poszukiwaniu sensu poszukiwań
będąc znów w łonie
drżący całkiem nagi
ze wstydem w myślach na twarzy i w dłoniach
zaczerpnę do dna
zakrztuszę się sensem...
tymczasem zegar po raz szósty bije
zresetowany myślą po co żyję
czekam na więcej