Kroczyłem przez życie wedle Twych myśli<br />
Nie ugiąłem się nigdy wobec obcych zasad<br />
Czekałem by Twoi słudzy wreszcie po mnie przyszli<br />
<br />
Choć mówiłeś że nie muszę brać karabinu<br />
Gdyż nigdy nie miały nadejść chwile mojej walki<br />
Rozpierzchło się wszystko w nowym, pięknym dniu<br />
Gdy roztrzaskał mi się umysł na drobne kawałki<br />
<br />
Zobaczyłem zgwałcone zwłoki mojej matki<br />
Słyszałem świst kuli ze skroni mego brata<br />
Miasto moje zniszczyły płynące niebem statki<br />
Śniłem sen piękny sen wariata<br />
<br />
Dziś zabijam ręce mam przeżarte krwią<br />
Ołów w gardle hamuje mój oddech<br />
Nie rozstaje się choć na chwile ze swą bronią<br />
Poduszką mą w nocy soczysty zielony mech<br />
<br />
Ty sam mówiłeś by Ci oddać co Twoje<br />
A zostawić wszem władcom co do nich należy<br />
Oddałem im wszystko &#8211; łzy krzyki i znoje<br />
Kiedy Ty zamknąłeś się w niebieskiej wieży<br />
<br />
Wierzyłem w Twe słowa w Twój świat idealny<br />
Wiem że kłamałeś że wcale nie ma raju<br />
Ziemia piekielna to nasz kres wspólny<br />
Tam gdzie śmierć tryska niczym pąki w maju<br />
<br />
Tato znów łaknę Twego przytulenia<br />
Jednego słowa co potrafi oddalić me troski<br />
Lecz prawda domaga się ujawnienia<br />
Ciebie już nie ma<br />