W wykopanym przez siebie grobie
przy Wiśle na brzegu czeka na uwolnienie
Jednym słowem stwierdzeniem
zabłysłem w dniu ostatecznym
By schować się mógł w ust mroku
zaciśnięte zęby sztywne zimne ciało
Dobrze zakonserwowane
Piłem paliłem ćpałem
dla robaka nie przysmakiem
gdy już znajdą lek na nieśmiertelność
stanę się potęgą nadbrzeża
Stracony w dniu narodzin
O sercu dobrym łagodny spokojny
Zawsze samotnie po swojej stronie
Zanurzam się w mieście w betonie
płynę przez myśli nie tylko z kosmosu
Wyciągam pacierze wciąż wierzę
W przybycie obcych w Rydułtowach
Kolorowe nastoletnie dziewczyny
Nie byłem obojętny na miłość
Kocham lato i ciebie Beato
Tak było pisałem wiersze piosenki
Układałem słowa w dźwięki
Uciec poza bramy ogrodzenia
Jestem sobą wolną osobą
Nie pozwól by nas gonili
Tego im nie wolno