niebo na wschodzie
ujrzało ludzkie szmaty
Patrzał w horyzont i szedł
po drodze co róż się potykał
o ludzi co złorzeczyli
O kamień bezduszny
cierpliwy
co krok co jęk co kolwiek
Aż wreszcie gdy gotów już był
zatrzymał się i
zbladł
Nie upadł bo nie z gliny był
a z prochu
nawrócił się więc