I zrywam tę nić delikatną,
Widzę trud twój mozolny
Z jakim utykałeś go pajączku.
W oddali, pomiędzy pniami,
Dostrzegam też strach twój
W oczach, na mój widok ludzki,
Sarno w bezruchu zastygła.
I tę ciekawość twoją podzielam,
Wysoko na niebie będącą,
Kiedy szybujesz patrząc na mnie,
Czarnopióry wspaniały kruku.
Wdychając ten dym papierosa
Czuję twój moment odetchnienia
Między młotem a kowadłem
Życia codziennego pielęgniarko.
Gdy podajesz mi starcze swą dłoń,
Czuję twoje lata przebyte,
Tęsknotę za starym porządkiem
I marzenia dawno utracone.
Patrząc się na mnie dziewczyno
I ja widzę oblicze Twoje,
Pożądliwe i płoche zarazem,
Z rozerwanym świeżo sercem.
Gnając w tłumie, ojcze rodziny,
Słyszę twoje myśli splątane
Zagubione i naprędce sklecone
Pomiędzy bliskimi a obcymi.
Smakując chleba porannego,
Wiem jak ręce twoje zmęczone
Zrobiły go, jak wiele poprzednich,
Matko sześciorga dzieci.
Tyle jest światów wokół nas
Wielkich i maluczkich,
Mijanych często bezpowrotnie,
A my ślepi nie widzimy nic.
Kai, 2023 r.