W mroczne trzaski drewnianych bali
W porywach wiatru
Ciemność nabiera ciała
Ogarnia niczym knieja
A wiatr gwiżdże na to wszystko
Brutalnie szarpiąc bezbronny dom
Przymusem dzikiej zabawy
I wprawia w ruch
Zdawało się martwy świat
I tak trwam nierealnie
Aż po szarość świtu
I pierwsze krople snu