wielokrotnie o przybycie błagałem,
wielokrotnie cię prowokowałem,
abyś zabrała mnie z tego świata.
A ty szyderczo się uśmiechałaś
i na me cierpienia się zgadzałaś.
Myślę po czasie, że w tej ciemnej masie
było ziarno racji, niepotrzebnych prowokacji.
Bo to nie ja zasady ustalam,
lecz Pan, co życia rozdawał.
I to on, śmiem twierdzić,
śmierci kres wyznaczał.
Więc na nic moje wysiłki.
Każdy swój los ma w gwiazdach zapisany,
każdemu zadania są wyznaczane
i gdy o śmierć prosimy,
to i tak nic w swym życiu nie zmienimy.
Bo ona przyjdzie sama,
w dniu wyznaczonym przez Pana.
To nie ja rozdaje karty,
ale mówię wam, to nie będą żarty.
Przyjdzie taka, trochę w szatach podarta,
z kosą wielką na dwa ary,
i szyderczym charkotem sapnie:
"Spójrzmy, jak żyłeś starcze."
I pokaże ci twoje wady, twoje grzechy,
i się okaże, czy serce twe
ze złota było, czy wykute w kale.
Pamiętaj, przyjacielu drogi,
że choć złoto się błyszczy,
to nie będzie ci towarzyszyć tej drogi,
boś goły staniesz, jak żeś się urodził.
I twe czyny zostaną sprawdzone.
Jak jesteś zły, to wylądujesz na dole,
a tam cię tylko czeka ból i cierpienie.
Mam tylko nadzieję,
że to nie będzie moje początkowe pragnienie.
Bo nie piekła dotknąć chciałem,
lecz spokoju oczekiwałem.