Odjeżdżał pociągiem o 7:15, w każdą sobotę. Miał czarny płaszcz, przenikliwy wzrok i piękne dłonie. Zakochałaś się w nich do utraty świadomości. Często zamykałaś powieki i wyobrażałaś sobie, że jest znanym pianistą, a Ty jego instrumentem. Tworzył na Tobie ballady płynące z serca, dotykał Cię natchnieniem, które w wyobraźni wymieniałaś na muśnięcia. Całowałaś jego nadgarstki i szeptałaś jego melodię, które tak dobrze znałaś. Każdy dźwięk wychodzący z Ciebie przenikał jego dłonie drżeniem. Płynęłaś po jego liniach papilarnych zostawiając ślady poznanej ekstazy. Otworzyłaś oczy, był tuż obok Ciebie, trzymał Twoją rękę. „ Pojedzie Pani ze mną?” Kiwnęłaś głową i bez słowa wsiadłaś z nim do pociągu. Jechaliście pociągiem miłosnego folkloru przez 3 zachody i wschody słońca. Twój pianista zniknął z zapisem waszych nut. Pewnego ranka zwyczajnie obudziłaś się bez serca.. Zobaczyłaś je na nocnym stoliku z długopisem w osierdziu. Kilka nieszczerych słów, niewinne tłumaczenia. W 3 zdaniach dał Ci do zrozumienia, że jesteś szmatą, a on tu tylko sprząta. Byłaś oddychającym brudem na peronie czwartym, musiał Ciebie zlikwidować, bo chciał naprawdę żyć. Chory mechanizm zranionych serc. <br />
Wiem, pójdziesz go szukać, pewnych melodii nie da się zapomnieć. <br />
Znajdziesz go przy peronie czwartym, o 7:15, z papierosem w ustach. Na kimś go trzeba zgasić.<br />