potargałem je w zamieciach i burzach,<br />
poraniłem je na głogach i różach,<br />
by nie było do innych podobne.<br />
<br />
Szafowałem,swoim życiem,bez miary,<br />
nie myślałem bym miał kiedyś umierać,<br />
że,przed końcem,trzeba będzie pozbierać,<br />
rozwłóczone szczątki życia i wiary.<br />
<br />
Rozsiewałem ziarna życia po polach,<br />
czasem w żyzną role,czasem po ugorach,<br />
może leżą w ziemi do tej pory,<br />
inne może napotkała gorsza dola.<br />
<br />
Jak pajęczyn,rozsnuwałem srebrną nitkę<br />
i na drzewach oszronionych i na łąkach,<br />
to na ścieżkach życia gdym się błąkał,<br />
aż wysnułem moją przędzę życia wszystką.<br />
<br />
Bez podwalin,swoje gmachy budowałem,<br />
a spajałem tylko piaskiem i wodą,<br />
nie dotrwały więc,wraz ze mną,wielka szkoda!<br />
że budując,wybudować nie umiałem.<br />
<br />
Wielka szkoda,że nie można repetować,<br />
wyprostować co się w życiu naplątało,<br />
wybudowąć mocniej,by przetrwało,<br />
żeby życia minionego nie załować.<br />