wydeptanych przez dojrzałe zboża,<br />
mgły wieczorne-dobranoc-mówiły,<br />
a witały mnie poranne zorze.<br />
<br />
Poprzez lasy pachnące żywicą,<br />
z szeleszczącą ścieżką pod nogami,<br />
chłodne rosy moczyły mi stopy,<br />
gdym wędrował kwietnymi łąkami.<br />
<br />
Przedzierałem się gąszczami zycia,<br />
na mej drodze kamienie i głogi,<br />
ostre kolce ludzkiego cierpienia,<br />
kaleczyły me serce i nogi.<br />
<br />
Ac,odpocząć po długiej wędrówce,<br />
chociaż życia jest ciągle za mało,<br />
zasnąć cicho,w cieniu polnej gruszy,<br />
dać wytchnienie i duszy i ciału.<br />
<br />
Niechaj szumią mi liście zielone,<br />
niech usypie cykanie świerszczowe<br />
i nie mroki mogilne,wilgotne,<br />
tylko słońce i błękit nad głową.<br />
<br />
Tę modlitwę,strudzony wędrowiec,<br />
już dojrzały,jak dojrzałe zboże,<br />
umęczony życiową wędrówką,<br />
pozwól Panie,niech przed Tobą złożę.<br />
<br />
Tylko nie sądź mnie nazbyt surowo,<br />
choć nie zawsze sprawiedliwym byłem,<br />
jedno tylko mam wytłumaczenie-<br />
po raz pierwszy i ostatni żyłem.<br />
<br />
Za pokutę zadaj mi,o Panie,<br />
za me grzechy ukarz należycie,<br />
abym mógł je naprawić w pszyszłości,<br />
skarz mnie,Panie,na powtórne życie.,