Szesnastu godzin spędzonych za ladą
Rozlewasz trunki
Nie myśląc o tym, co będzie jak skończysz już dziś
Położysz się, rozmyślając o tym, co byłoby gdyby
Ktoś dotykał Cię
Ściskał i delikatnie przesuwał palcem po Twoim kręgosłupie
Zjeżdżając po potwornych nonsensach minionego dnia
Przekreślając je i dając im nowy wyraz
Obrażona na niespełnienie, myślisz, że ten, który patrzył w Twoje oczy jest taki jak inni.
Że chce postawić na swoim i zbezcześcić Twoje serce waląc nim o podłogę, rozdeptać, najlepiej szpilkami.
On nigdy nie będzie Twój, bo Ty go nie chcesz pragnąc rumieńca i trzesących się kolan.
Pragniesz upaść trzymając go za dłoń wpatrzona jak ogień w lód, w Jego bezkresną pewność siebie i brak poczucia siebie.
Pragniesz krzyczeć o rzeczach, za którymi zawsze tęskniłaś i o tym, jak bardzo ich nienawidzisz.
Pragniesz przypomnieć sobie, kim oni są. Jakim kruchym i niegodziwym tonem traktowali Twoją kobiecość.
Pragniesz by ktoś zanurzył się w Tobie i wydobył z głębi jęk i płacz rozlewanych na wszystkie rzeczy: gniewu i niedoli.
By zrozumiał Twoje ciepłe wnętrze.
Tam, gdzie nikogo nie zapraszałaś wdarł się On i wszystko poprzestawiał.
Żaden krzyk już nic nie zmieni.
Teraz należysz do Niego.