Czarnymi skrzydłami ciągnąc strzępy woni,
w zadumy odmętach szukając przyczyny,
Począłem się topić w jej zdradliwej toni.
Gdy rozum i serce i ciało i dusza
Żyć razem nie mogą mimo prób wszelakich,
Gdy polewa słodka tak łatwo się skrusza,
Świadomość czas chronić od stanów nijakich.
Machnąwszy więc skrzydłem spękanym od doli,
swym torem ku chmurom szarawym mknę pędem.
Ułoży się, Miła, jeśli los pozwoli,
Lecz w tej chwili pozwól, że nie całkiem będę.