i oczy przykryje zmarznięta powłoka,
a myśli splątane żyłami srebrnymi
i stal na mej piersi i tarcza szeroka?
Czy krwi nurt gorący kałużą zostanie
i róża wysunie się z dłoni skostniałej,
a słowa zapomną, że liczyłem na nie
i z ust nie usunę śniegu czapy białej?
Czy twierdzę z betonu wkoło siebie wzniosę
i drzwi na dziedziniec skrzętnie zarygluję,
a wzdłuż zimnych murów, sopli pełną fosę
i ciepłego wiatru wewnątrz nie poczuję?
Czy jednak Ty zdążysz objąć mnie za szyję
i ku ogniu pewnym krokiem poprowadzić,
a pancerz rozłupać bym poczuł, że żyję
i różę z mej dłoni za swe ucho wsadzić?