Czerpiąc nad brzegiem czerwonych chmur...
Radość, połykam by blask utopić w nawyk...
Zazdrość witam ku gwiazd ukoić sprawy...
Katakumba bez duszy, wiary uważnie broni...
Zguba tez kruszy, kary podanie dłoni...
Błekit boleje w wulkanicznej roztoce słońca...
Lęki uśmieje w apatycznej gorączce końca...
Bliskość dłoni wybroni od pełnego umór strachu...
Szybkość toni goni od strasznego chóru piachu...
Samotny tyci kamyk smutkiem sensu szuka...
Głodny zycia zamek lustrem kęsu puka...
Liść opada chylac sie na prawo lewo...
Iść zlada myląc lęk znad wiadom czego...
Lekki sen sens szukając samotnie serca...
Miekki deseń, więź znając odwrotnie we wieńcach...
Pręgi boleści trumny poszarpane tworzywo...
Wstęgi pieśni dumne zakrwawione ogniwo...