Bezdomny gdzieś się turla, owiewa go wiatr zimny.
Bez wsparcia, bez jedzenia. No gdzie jego rodzina?
Odeszli, bo bił dzieci. Swoją córkę, swego syna.
W ten magiczny dzień już nikt mu nie pomoże.
Każdy go omija, nawet Ty dobry Boże.
Przecież nieważne jest czy żałuje czy nie,
Jego przeszłości sznury wpijają w skórę się.
Głębokie rany zadawane przez bliskich.
Są takie chwile, gdy ma się dość wszystkich.
Mało ważne czy Wielkanoc, Halloween czy Wigilia,
Możesz nie wiem jak się starać i tak nie spotka Cię Idylla.