Nawet piasek czas rozkruszył w pomarańczowy pył.
Kamienie wielkości pięści rozsiane z rzadka po horyzont.
Moja pustynia.
Znam na południe stąd takie miejsce, gdzie barwne fatamorgany można oglądać godzinami.
Jestem tu już tak długo, że zaciera się w pamięci wilgoć lasów deszczowych.
Wczoraj znalazłem pod progiem samosiejkę sympatii.
Resztką wody z łapacza mgły podlałem ją delikatnie.
Łamliwe to i kruche.
Dbać trzeba.
Dzisiaj nie było już po niej śladu. Nawet najcieńszej niteczki. Tylko pył, suchy i miękki.
Jutro spróbuję po raz ostatni ruszyć w stronę gór. Stary mówił, że za górami jest świat, jaki znałem kiedyś.
Ale to jutro, dzisiaj jeszcze pooglądam kolorowe miraże.
W końcu to mój kawałek pustyni, zapracowałem na niego.