Tego dnia w dusznym świecie spotkały się trzy kobiety, zupełnie obce i bliższe sobie niż niejedna rodzina. Tak bardzo różne w swych ambicjach, połączone nierozerwalnie losem rozczarowania. Ich dusze rozkwitły gdy były w tym samym wieku, by potem zwiędnąć nagle niczym młody pączek wiosennego krokusa. A każda z nich dźwigała brzemię rzeczywistości, będąc zarazem świadkiem wspólnie zorganizowanego cierpienia.
Pan X, zwany też Edwardem i ojcem, siedział na plastikowym krześle w kaplicy patrząc na te kobiety, jakże obce wydawały się mu teraz. Choć przez wiele lat był obserwatorem ich życiowych porażek i cierpienia, nigdy dotąd nie zastanawiał się nad swoim udziałem w tym bólu. Nie był w stanie znieść widoku trzech trupów, dwóch pozornie jeszcze żywych i jego własnej córki, której wyimaginowanych problemów do tej pory nie był w stanie pojąć. Patrząc na trzy niegdyś piękne i pełne życia istoty uświadomił sobie, że nie było to samobójstwo, a śmierć wypalonej duszy.
Wybuchł donośnym płaczem, ludzie w kapliny myśleli że rozpacza nad stratą jedynaczki on jednak zapłakał nad sobą. Rozumiejąc, że więdnące z dnia na dzień życia trzech kobiet stopniowo uwalniały jego własne. W pośpiechu wstał z przystrojonego bluszczem krzesła, omijając spojrzenia zebranych opuścił kaplice nim ksiądz zaczął odprawiać żałobne nabożeństwo.
Ktoś musiał umrzeć by reszta mogła docenić życie.
Nim trumna zniknęła w ciemnym grobowcu obie po raz pierwszy od długiego czasu uśmiechnęły się, czując jak ich ciała wypełniają duchy, które jak im się zdawało uleciały z nich bezpowrotnie dawno temu. Zamknęły oczy nie wiedząc, że myślą o tym samym, powtarzały za księdzem: „Wieczny odpoczynek radź jej dać Panie a światłość wiekuista niechaj jej świeci na wieki wieków Amen”.
The End