Niczym stado rozpuszczonych demonów - dyba
Hej Użytkowniku tej pary pięknych uszu
Brakuje dla Ciebie ratunku, schronienia
Przed nią nie uciekniesz, żadnych szans już nie ma
Szarańcza, stek bzdur, do ucha Ci wpełznie
Potrząśnie Tobą, wywlecze, aż w końcu ucho zwiędnie
Koncert zagra, wiercących udarowo pisków roboli
Potem, niczym wirus do mózgu się wgramoli
Wstrzykując tam swoje absurdalne DNA-nie!
Byś oddał jej serce, duszę, był na zapstrykanie.
Użytkowniku zainfekowanej głowy!
Wewnątrz czaszkowa przebiegała tu będzie
apokalipsa biała - w fazach niszczących dwóch
Nim całkiem pierdolnie Twoja głowa - buch!
Seplenisz coś, że 'wyjem i kwiczym'
To głupoty atak - bez porównania z niczym
Absolutnej, dobijająca nieuchronność
Obdarta z nadziei, kozia śmierć zuchwała
Ból.. O Sroga! Dość adekwatna kara - ała!
Psychofizyczne katusze, mózgu obrona
Rozpaczliwa, przeżywam kolejnego zgona
Paraliż, Ty wciągasz kolejnego spida?
Nadchodzi sama, choć nie chciana i nie sprzyja
Długo wycierpiana chwila, to miejsce na
kreatury podstępne przegłupoty - podszepty złe
Faza druga niestrawna przez okrucieństwo swe
Złowrogie i słodkie epitafium zniszczenia
Przy czym miara ludzka jest nie do pogodzenia
Nieogarnięty stan ogólnego nie ogarnięcia
prowadzi najczęściej do głupiego zajęcia
Szeroko pojętego eskalacja debilizmu
Graniczącego z niemożliwym, a szaleństwu blisko
głupiego niecierpliwego kretynizmu ognisko.
(Doprowadza swój mózg do względnego stanu - narrator
Skomplikowana sprawa, gdyż jest mały zator)
Smutnej i nieodwracalnej nowy ery początek
Psychofizyczne katorgi kończy śmierci wątek
Świętej pamięci Rozum i Logika,
Odwieczni weterani, a teraz wszystko znika
Na martwym i świeżym gruncie pogrzebanej nadziei
z bezwstydną szybkością miejsce dawnych kniei
zajmująca, wyrasta ona - głupota nieustająca.
Władczyni nie przemyślanych decyzji
Położna poronionych pomysłów, pani hipokryzji
orędowniczka w negatywnej przestrzeni zagubionych
Podjudzaczy sekty - tajna członkini, olewusów patronka
'miej wyjebane' nieujawniona jeszcze uliczna autorka,
Młodsza siostra absurdu, niejedno imię ma ta dama.
Czasem biega po nocy, czasem szczeka w kącie sama.
Moc jej perfidna i destruktywna. Z nią igranie
to śmierć pewna, zrobi z Ciebie kłodę drewna.
Śmiałków wyśmiała do kałuży nasikała ta niby dama.
Nie ma tego złego gdzie by jej nie było,
Artystka życia myślę i na śmiech mnie bierze
Zataczam znów wielkie zero i już w nic nie wierzę
Ona nawet samą śmierć obłupia
bo cóż gorszego od śmierci?- śmierć głupia.