Był sobie świat- a w nim tylko jedna z barw.
Był sobie świat- łączył oby dwa.
Był sobie świat- nazywał się On „Chora jaźni”
Co było w tym świecie pozostało zagadką
Często zwany uzależniającą pułapką.
Mętną gadką, odzianą setkami synonimów, antonimów, anachronizmów.
I właśnie ten świat tak urzekł mnie swą postacią, wariacją, pierwszoosobową narracją.
Mówił do mnie podczas bezsennej nocy, pełen psychodelicznej mocy wciągającej
Nieprzerwanej siły pasma do swego sedna.
Gdy tam byłem przydarzyła mi się historia jedna, biedna, gdyż obdarta z zakończenia.
Jego napisanie pod wpływem impulsu życzenia, jak kolorowe marzenia nigdy niezastane
W gotowości do ciągłości tych pionowych płaszczyzn mojej zwierzęcej mentalności.
Wracając do punktu wyjścia oczekiwałem czyjegoś przyjścia, ponoć imię Maria nosiła.
Nasila, tak jak dawniej nasilał się moment podniecenia, omamy, przewidzenia, uciekające
do nikąd skojarzenia na temat owego monologu, mojego egoizmu dekalogu.
Brak superego objawił się niepohamowaną rządzą zdobycia serca tego świata.
Zabij ojca- będącego Jaźnią, zabij w sobie pragnienia- pod postacią Ego brata, czyli ID.
ID to jak podświadomości identyfikacja, taka libacja wszelkich irracjonalnych marzeń.
Chorych obłędnych zdarzeń spływających wraz z atramentem długopisu.
Pozostała pusta karta bez podpisu, lecz gdyby zamknąć oczy to widać różne słowa.
Układające się w całość, poczym wybuchają jak supernowa.
Zostaje tylko pustka, Ego wyczyszczone z osobowości.
Nastaje upragniony cel- stan pierdolonej nicości.