papierówki zjadałem jeszcze kwaśne
węgierki miały bujne piersi
a włoskie orzechy bębniły w dach starej syrenki
nadziewane późne jabłka latały pod dziesiąte piętro
stara leszczyna opierała się o kamienny mur przedszkola
chłopaki grali w nogę w wysokiej trawie
technika rodziła się sama
gładkie kolana dziewczyn wcale nie ściskały się wstydliwie
a rodzynek zawsze znajdował dla nich wielkie dżdżownice
maluchy stały pod oknami
coraz więcej maluchów
rosły w oczach do audic i merczedesów
powoli znikając z oczu szczęśliwym rodzicom
drzewa zaczęły stać zbyt gęsto
trawa zdechła naturalną śmiercią
ślady brudnej piłki na odświętnych maskach
dopełniły goryczy
kałuże asfaltu rozlały się w jedno morze czerni
wreszcie jest czysto
słońce nie musi już bać się cienia gruszek
stara syrena stoi jeszcze w rogu
starzy gracze dotykają w niej jeszcze stare kolana
a z okien nikt już nie patrzy
mamy na etacie ochroniarza