w pogłosie stąpnięć, w wyblakłej wstążce.
wije się wokół stronic żółtej płaszczyzny.
rozsupłuję węzełek - badam załamania
- ślady soczystych kolorów
głaszczę uśmiech spoza sepii nad retro kratą
i białym kołnierzem stosownie dystyngowanym.
zaglądam w oczy mirażom bajek.
odbijają się od ścian dawno zapomnianych
wzorków na żółtym tle kuchni.
wyjmuję z echa perełki (śpiewają stare nuty,
każda dźwięczy, zanim rozpłynie). za oknem mgła
ścieli piernaty. skrzypi tapczan: wiesz co? bo ja nic.
rozsupłuję węzełki, uwalniam zapach śliwkowej konfitury.
fartucha. blisko policzka z dala od strachów.
w echu pamięć zaklinam. każda część pasuje jak ulał.
zaklinam, echem jestem, z echa mój głos się składa.
z sepii, kołnierza, fartucha, starego tapczana.
bez nich żółta kartka, przezroczysta poza
bez dźwięków obca twarz.