(a to było chyba w maju...)
występował magik pewien
- sztukmistrz, co wystawiał rewię.
Cała sala wypełniona,
na estradzie on w ukłonach
- sztuczek różnych multum znał;
na skrzypeczkach z liści grał.
Z kapelusza deszcz motyli
kolorowych w jednej chwili
zamigotał całą scenę,
budząc podziw i zdumienie!
Wyczarował tez dorożkę,
odpiął starszej pani broszkę,
z której niczym z telefonu
w mig dodzwonił się do domu...
Klasnął w dłonie i w rumaka
zmienił kota - ależ draka!
I zadyma była też,
gdy rumaka dosiadł jeż!
Jeszcze jeden cud uczynił:
w czymś posępniak mu zawinił,
więc obrócił go dwa razy,
a tamtemu (cud!) na twarzy
zakwitł uśmiech... Bardzo dziwne,
śmiały się mrukowi piwne
oczy..., choć bez jego woli
i się śmieją do tej pory!
Magik nagle w jakiś sposób
znikł na oczach setek osób,
którym snem się wydał trik...
I... niejeden portfel znikł...