Przyszli kumowie w gustownych strojach
na progu kłaniając się grzecznie
jednako byli w dobrych humorach
więc się witali serdecznie
prosimy siadać wyrzekł gospodarz
przy naszym skromnym stole
a gospodyni choć już nie młoda
pobiegła ciasto kroić
w niedługim czasie stół zastawiony
jak na weselu u wójta
były tam wszystkie słodycze świata
i oczywiście wódka
gdy już po jednym kumy wypili
zaczęło się istne piekło
bo się zaczęli spierać o wiano
żeby się nie upiekło
początek miało całkiem nieśmiały
od bezbolesnych kuksańców
wreszcie ogniwa nie wytrzymały
zrywając kagańczy łańcuch
damy na wiano - goście orzekli
dwa mydła oraz miednicę
cztery koszule spodnie i szelki
i nienagraną kliszę
a my dajemy - mruknął gospodarz
ręcznik, dwa prześcieradła
nowiutkie zgrzebło, koła do wozu
i tysiąc gramów sadła
tak się wzajemnie licytowali
w miarę wypitej wódzi
aż wreszcie miarka im się przebrała
kum krzyknął – daj kumie buzi
po trzech butelkach i kilo bryndzy
wór darów tak się rozwiązał
że pękły wszystkie blokady nędzy
każdy z bogactwem się wiązał
gospodarz krzyczał tak w niebogłosy
aż ściany w szwach się trzęsły
a goście gromko mu wtórowali
my damy jeszcze więcej
- ja dla swej córki a ja dla syna
wrzeszczeli wszyscy z przejęciem
buty filcowe futro z szynszyla
pszenicę żyto i jęczmień
ja dom zakupię dla pary młodej
wille w bogatej dzielnicy
a ja samochód zagrzmiał gospodarz
taki jak Robka Kubicy
my damy wszystko - co tylko mamy
piszczały głośno kumeczki
do swoich szklaneczek wciąż dolewały
świeżo skroplonej wódeczki
tak się bogactwo im pomnażało
że sami się dziwili
dopiero wtedy dziwić przestało
gdy wszystkie trunki wypili
nazajutrz rano - gdy wytrzeźwieli
błagali syna i zięcia
wiesz co syneczku – ty nasz aniele
może byś poszedł... na księdza.
Józef Tomoń