Cudowne chwile
Nieodzyskane
O które mogłam powalczyć,by były mi dane...
Tracę czas bezpowrotnie
Rozmyślając o aspektach szarych,ciężkich,nieistotnych
Mego życia ,okrutnie beznadziejnego
Siedząc w drewnianej ławce
Utykam wzrok w oknie
I marzę wyrwać się stąd
Na zawsze...
Nie znoszę nauk ścisłych
Każdy nowy wzór to mniej mej twórczości
Wierzę w nią ,wierze że mi się uda ją rozwinąc
Bo bez tego jestem nikim
Bo bez niej nie usprawiedliwię duszy mej chorej okrutnie
Bliskiej obłęgu z <tego wszystkiego>
Tej nadwrażliwości tragicznej w wyrazie...
Mój poplecznik w ucieczce
Jest tylko jeden, nierozumny mnie w pełni
Ale to aż ,aż !
Ważne że to zrobi
Ważne że wyrwę się
Zostawię za sobą miasto tramwajow uroczych
Park i Wieżę Spadochronową
I ucieknę tam, gdzie się stoczę
Albo odrodzę
To jedyna szansa
Wyrwę się z bólu i marazmu
Marzę o tym
Przeżyłam trzysta i osiemdziesiąt dni z tym postanowieniem
Więc dłuźej nie mogę
Słowa słabe sklecam w wielu wierszach
A me serce chwyta się pragnienia,obietnicy,przyrzeczenia
Który uchroniło mnie od Niebieskich Tabletek ....
Może odnajdę Tam Jego
Spróbuję zrobić to o czym nie osmielam sie pisać
Gdyż tak głęboko to w sercu <nosze>
I w głowie mej, każdego dnia i w każdej minucie..
Umarłabym,aby tylko przenieść się w czasie
Aby zdążyć
Choć to akurat nielogiczne
Ale na cóz <mnie> logika --
Dnia każdego jestem śmieszką największą z największych
O powłoce twardej jak marmur
Ale tak naprawdę,
Powinnam dostać Złotą Palemkę za cudowne
Dramatyczne
Całoczasowe aktorstwo
Dobową grę pozorów
Skrywającą pod ową powłoką psychikę udręczoną
Tęsknotą i biernością --