Tryliardy obrazów pełnych łez, porycia, zachwytu
Zachwytu nad przeszłością niezrozumiałą
Z Perspektywy realiów zapomnianą.
Wymazaną z Ego, tak jak Skaza na duszy.
Czy coś zmusi te tony pokładów chorej nienawiści.
Śnieg, zamieć, popiół-sen o życiu się nie ziścił.
Wszystko zatracone w monotonii Egoizmu.
Hipokryzji, Indywidualizmu wymuszonego.
A jednak powstałego na gruzach moralności.
Nieznośni ludzie, nieznośna melodia.
Psychodeliczny obraz, pojebana alegoria.
Przykuwa nas, tak jak z dawien dawna przykuwał
Uśmiech Kochanki, Szczęście z oczu
Płynące potokiem setek irracjonalnych bredni.
Biedni, Ubodzy obdarci z człowieczeństwa.
Za swe czyny na nich konsekwencja.
Nadchodzą czasy Pokuty
Skuty, jak co dzień, w innym świecie piękny dzień.
Uroki nocy nadchodzą zawsze w tym stanie.
Co się stanie, co zatraci nieodwracalnie sens własnego bytu.
Pośród zgiełku zachwytu wspomnień.
Niedopowiedzeń tylu szans, niepowodzeń tylu okazji.
To pogrąża, parzy, jak wióry zmoczonego brzmienia.
Do zobaczenia, a może tylko do widzenia.
Synonimy tracą własny sens istnienia.
Więc teraz kolejny krok, a może jednak warto by było
Postać przez chwilę nad przepaścią.
Zapisać swe życie otoczone Psychodeliczną Baśnią.
Stworzyć miraż kierowany Waśnią dwóch osób
W jednym ciele pochowanych.
To jak żywy człowiek, a jednak pogrzebany w imię
Wyższych wartości, czy w końcu zagości
Słońce, tak piękne, a jednak ślepe.
Czy w końcu zagości
Noc, tak brzydka, a jednak jawna.
Jak każda część monologu
Tak podobna do nałogu własnego Psyche.
Bzdury Poryte, ułożone w Budowlę Cudu.
Nikt nie zada sobie trudy, by rozszyfrować napisy.
Jedynie popisy znajomością owej jednostki.
Brak współczucia, empatii, troski.
Czy to, aby koniec, czy tak miało się stać
Jedyne, co nam pozostaje to trwać i brać.
A mimo tego Hedonizm niedościgniony.
Pod jarzmem Wspomnień w Ascezę przemieniony.