Chciała wrócić do własnego ciała, do krwi i do kości. Wysiłki spełzały jedynie na spiętrzaniu zgubionych myśli. Te myśli były jakby nie jej, bo przecież jej już nie było. Zaczęła się zastanawiać, jaka biografia mogłaby być jej własną, skoro wszystko okazało się nieistniejące, tworzyło totalną fikcję, perfekcyjnie poprowadzoną ku wiarygodności.
Nie wiedziała skąd czerpie łzy. Czyżby materializowały się z energii i emocji? Tych innych kobiet, które zapewniał, że jej nie ma, że właściwie nigdy jej nie było? Które zapewniał, że właśnie nimi chce wypełnić życie, w którym nie ma nikogo?!
One były. Były bardzo realne. Miały twarze, mnóstwo twarzy i ciała - ciała, których pożądał, których dotykał, o których marzył, gdy pieprzył tę nieistniejącą.
Potem on też przestał istnieć. Zamienił się w mgłę, która krążyła wokół zgubionych myśli. One siedziały w pustym pokoju i krzyczały na całe gardło.