zazdrośnie strzeże bluszczów i powoi,
gdzie pnąca róża wygłodniałe nozdrza
dusznym zapachem o poranku poi
jest mały skrawek, który bosą stopą
mogę przemierzać nie patrząc pod nogi.
tam nie ma żądła pszczoła ani osa,
stokrotka szepce, cień drzew myśli chłodzi.
wciągam zachłannie hausty świeżych woni
i nikt nie widzi, jaka mi pazerność
z oczu spogląda na skarby jabłoni.
wąż - bluszcz się wije przysięgając wierność.
każdy ma ogród; parkan bądź żywopłot
grodzi mu pole na własność dodane.
i bez znaczenia, że każdego inny.
w moim niech skromny przycupnie rumianek.
ja nie zamarzę o dalekich lądach,
o egzotycznych barwach rajskich kwiatów.
ja boso tutaj, bez schylania głowy
w oczy zaglądam bez zdumienia świata.
furtkę otwieram, kiedy ktoś u progu
nieśmiało kłania się nie niszcząc ciszy.
milczą na temat pochowane słowa
w cienistej altanie, w dumania niszy.
maj 2009
przeredagowane - 15.10.2011