że aż męża obudziła
Julek żegna się od złego
co też żonka chce od niego
ona krzyczy jak najęta
ratuj mnie Panienko Święta
już nie mogę nie wytrzymam
w złości język jej zasiniał
jednym ruchem pociągnęła
z męża kołdrę wyszarpnęła
wstawaj szybko i spójrz w okno
machnęła go szmatą mokrą
Julek człapiąc cicho zaklął
jego uszu dobiegł klakson
a kiedy popatrzył w szyby
padł na dywan jak nieżywy
żonka czule męża budzi
by z gorączki go ostudzić
od kropelki dla ochłody
wlała w niego kubeł wody
poczuł biedak wodę w pełni
cicho błagał nie przepełnij
lecz małżonka nie słyszała
drugie wiadro w niego wlała
chłop pomyślał to nie żarty
będę od niej zaraz martwy
zamknął usta napiął żyły
i udawał że nieżywy
ona patrzy ledwie dyszy
tętno męża ani syczy
wzięła wałek by ratować
i zaczęła nim masować
kiedy męża masowała
ciemne myśli w głowie miała
cztery koła, kierownica
straszna jędza nierządnica
skrzynia biegów silnik żywy
musi mieć ogromne wpływy
tyle kasy to lalunia
zamiast wysłać do Torunia
będziesz odtąd w mojej pieczy
nawymyślam straszne rzeczy
ruszę górę wszystkie doły
naślę Urząd Podatkowy
nagle przerwał mąż jej myśli
wywinąwszy się z opresji
wypadł z domu na dziedziniec
charczał głośno Ratuj Ginę
cóż się stało mój sąsiedzie
dom się wali czy grabieże
gdy usłyszał przetarł oczy
spostrzegł nagle tuż za płotem
powód nieszczęść gładzi skromnie
fiacik w złomie zakupiony
biedak w szczęściu się pociesza
i zapala...Mercedesa
======================
Józef Tomoń