- ktoś się zakochał, ktoś obraził;
obruszył na calutki świat
i żółcią niedobory trawi
wiadomo, umiał gościu drwić,
a inny bez pardonu mącił.
odechciewało się wprost żyć
albo się bardzo chciało wtrącić.
wkoło leciały wióry z łbów
że niby każdy dzierży rację,
że niby tamten lepiej wie,
bo więcej wchłania na kolację.
a cwany stula zwykle pysk
i po cichutku robi swoje
on wie jak sytym zawsze być,
bo kto nie gada, zje za dwoje.
na warsztat poszły armie słów
i epitety - złe i podłe.
ocen przeróżnych wyrósł rój,
bo ocenianie zawsze modne.
i ja normalny bywam też,
a w każdym razie tak się zdaje.
i w menażerię maskar - głów,
jak jej element się wpisuję.
bo człowiek to w naturze ma,
że lubi poczuć się wśród swoich
i nienormalnym gościem być
on się normalnie, wiecie, boi
w piaskownicy