ona mówiła chcę więcej wciąż mało, drżały jej słowa.
W domu firanki jak motyle na łące klimatycznie fruwały,
zmienne lękliwe, lecz piękne na policzkach się układały.
Rozpuściłem się w jej włosach falistych miękkich pachnących,
ściskając jej długie nogi mój język jak fallus sterczący.
Przenikał rytmicznie po nogach gładził i prężył soczyście,
erekcji nie było końca, zaprawdę powiadam było zajebiście.