łachmany
na pokrycie
zgromadzonego
tlenka
w każdym
mieszkaniu.
Pozostaje mi
pobożność
półcienia,
aby zapomnieć
twarz słońca
które mnie
kalcynowuje.
Mimo tego,
nie wiem
czy pokaże się
jescze kiedyś
jeden uśmiech.
Jestem
w niewoli
w gnieździe
niepewności,
jestem pokarmem
katastrofalnym,
te odcienie lalkowe
wojny i uszkodzeń.
Zamierzam
jedno szczęście
zamieszkac
które przekroczy
wspomnienie
klatki,
susze warg,
zniewage pleców.
Jedno szczęście
co wytępi błoto.
Ale niestety
smutek
zawsze był
ekspertem
od wywoływania
zabójców.