patrzyłam kijem
jak tamten nietoperz,
i chodziłam z postawą przepastną,
brudząc moim dzwiękiem
niebieskie poranki.
nie wiem jak nagle
zawsze byłeś w jakimś miejscu,
i przyszedłeś bez pytania
żadnego ptaka,
umyłeś jaskinie mojej twarzy,
zaprowadziłeś za rękę do
lustra,
i namalowałeś śmiejącego się
boga.
Nie obchodzi mnie już kim jestem
ani kim umarłam,
tak jest dobrze, nazwy się układają,
miłość jest jak jej podejrzenia,
Ty zjawiasz się w moich
lunatycznych snach.
Teraz nawet muchy nie biegają
za mną,
i nawet widzę jak rano biega
morski wiatr zakochany
w dzwięku kochających się pszczół.
Tak jest dobrze, już mogę się popatrzeć
na koty zanim znikną w płomieniach
moich oczu,
i zerkam na głęboki cmentarz
nie widząc nic innego niż
złote i srebrne ogrody.
Tak jest dobrze, miłość, i on...
Znów lunatykuję.