A ty byłaś najdojrzalszym okazem
Obok przejść bezczelnie nie śmiałem
Zostałaś przystankiem moich przechadzek
Drzewo które cię zrodziło oznakowałem
Malując na korze serce w twoim kolorze
Godzinami czujną wartę trzymałem
A jeśli przysnąłem śniłem tylko o tobie
W dotyku przypominałaś płótno jedwabne
Uwodzące z każdym kontaktem bardziej
Aż przestało starczać samo głaskanie
Ochota naszła nagła na skosztowanie
Zanurzyłem zęby płytko pod skórkę
Ze słodyczą przyniosłaś również ulgę
Wgryzłem się smakiem owładnięty głębiej
A poczuta gorycz zdradziła jaka jesteś