Gdy nikt nie widzi, wstrzymujesz w oczach szczere łzy.
Patrzysz w kalendarz, liczysz dni.
Zarazem nie chcesz i pragniesz żyć.
W bezruchu dumasz o chwilach tak pięknych.
Lecz rzeczywistość, co chwila dumać wzbrania ci.
Idziesz bez celu, łykasz żal.
Przeklinasz w myślach umysłu stan.
W takich momentach uświadamiasz sobie, człowieku.
Ile zostało ci ze swojego gatunku krwi.
Ty nie płaczesz, a czujesz łzy.
Drwisz sobie z uczuć, a trwasz w nich.
Tęsknisz nie tyle do ciała, co do osoby.
Ty pragniesz ciepła, obecności lubej twej…
Ile dałbyś, by dotknąć jej?
Choćby na chwilę, choćby mniej…
Nie boisz się jutra, boisz się dzisiaj, tragiczny człowieku.
Dzisiaj ci wbija po rękojeść w plecy nóż.
Bo dzisiaj celuje we wczoraj.
Wczoraj boli bardziej, niż wbity nóż.
Gdzie pewność siebie, gdzie tyrania, żałosny człowieku?
Chociaż na chwilę, jesteś bezbronny, a wbity nóż
przypomni tobie tamte dni,
kiedy zabrakło ducha ci.
Zaczekasz jeszcze, budząc się rano, zerwiesz kartki.
Wiedząc, że mniej samotności jest z każdym dniem.
Zerwiesz kolejne, jest ich mniej.
Zerwiesz ostatnią, radości zew.
Aż wyjdziesz z domu, będzie ciemno, ty sam ze sobą.
Rozpoczniesz dialog, mówiąc „teraz dobrze mi”.
I warto czekać te wszystkie dni.
Dla takich chwil, warto żyć.