siedzę tu wciąż
przykryta ciężkim niebem
Lodowaty wiatr przenika mnie
i boli każdym podmuchem
coraz bardziej
Pamięć zgniata mi oddech
o piątej nad ranem
kiedy błądzę w naszych fantazjach
jak w labiryncie krzywych luster
Wykrwawiam się kolejną zdradą
Jutro skończę z wiarą w przeznaczenie
Wymodlę łaskę amnezji
Teraz jednak
ostatni raz poprowadź mnie
mrocznymi zakamarkami
pachnącymi twoim dotykiem
Nie obchodzi mnie jutrzejszy świt
gdy zniknę w odrętwieniu
słuchając deszczu