na targu ludzkiej próżności
kupiłam kosz szczęścia
wzamian za ślepe
i nieme sumienie
zrobiono mi zdjęcie
posyłano zazdrosne uśmiechy
nawet kwiaty pchano mi
do zimnych rąk
na próżno
zaraz umierały
szłam po omacku
na skróty
rzucając za siebie
dogasające spojrzenie
ciężki ten kosz bez sumienia
bez serca
i bez drogi do domu
wciąż tułam się
nie wiedząc gdzie
nie wiedząc po co idę
odpocznę w słońcu miłości
wrócę jutro
może twarz boga
uda mi sie kupić
za garść uśpionej modlitwy