smutkiem zamyślona,
dławiąc się pustym żalem,
że me życie kona.
A było wtedy chłodno,
jak w wilgotnej norze.
Pleśnią wkoło cuchnęło,
trupie grały zorze.
Słyszałam wkoło tylko
odgłosy pustych słów.
Z wronich dziobów spływały
i wiszących głów.
Grupa grajków wyrosła
nagle wśród zarośli.
W oczach wrażliwość mieli
w duszach namiętności.
Empatią przesączeni,
piórem czarowali.
O życiowych rozterkach
pieśni wciąż śpiewali.
Jedni prostym językiem
snuli swe wywody,
dla innych zawiłość wersów
była jak łyk wody.
Z wolna się podniosłam,
widząc bratnie dusze.
Na głos prawie mrucząc
...z nimi w drogę ruszę.