rozlane dłonie w natchnieniu
upina włosy jak
trzeba jej gwiazd i trzeba rozkoszy
krzykiem i bólem sadyzmu w jej wargach sromowych ścisnąć
sok z nich najlepszy
oboje
płeć
przeżyta
cierpieniem
ślizgam się na długich ramionach boskości nieżytu
krzykliwe dni jak zmartwychwstanie jednej prawdy najmilszej
i noże na krtani i lęk nieobecny
przyjaźni nicość
już nie masz do mnie powrotów
chęć bycia we dwoje
ty tam ja tu
powtarzamy się ponownie jak cienie stajemy się
czy stać się mamy?