blask iskrzy się, tworząc jakąś śmieszną plamę.
Gdzieś tam słychać melodyjne rytmy Dżemu,
ulice płoną, parkowe ławki zatopione w latarni cieniu,
deszcz z nieba się sączy,
a ja, stoję w tak błahym milczeniu,
nie wiem czy iść dalej,
być może czas zawrócić.
Mijam zegar wybijający północ,
wdycham letnie powietrze, którego nie oddałabym za nic,
tłumię w sobie śmiech, gdy przypomną mi się rady ludzi,
sugerują tak, myślą nie, lub że ich to nie obchodzi.
Jakby zabrakło tchu, jakby mniej tlenu w atmosferze,
drzewa i kwiaty w rytmie deszczu kołyszą się,
ja nadal nic nie wiem, a już prawie dzień,
kolejna stracona noc, przepełniona milczeniem i snem.