musnę je jaśminowym wiatrem
płatkami róż herbacianych
oddychającym letnim zmierzchem
kaskadą gwiezdnego pyłu
ciepłem wskrzeszonym
z tęsknoty
usta
niech chwilę czekają
śpiące
nim ożyją
dotknięte purpurową pajęczyną
ogrzaną wybuchami na słońcu
ociekającą spadziowym miodem
wilgotną jedwabną rosą
dłoń
utulę
porcelanowego motyla
uwielbieniem i czułością
zaśnie w hipnozie pocałunku
ze śladem molekularnej ekscytacji
w aksamitnym kokonie
z moich palców