drogi nie najszersze depczą za pokutę
z rowów chłepczą rosę ich języki długie
zaciągniętym długiem zrymowaną prozą
chabry i kąkole przerastają żyto
ubarwiając pole jak to pasożyty
dzierżą straż topole szpalerem wzdłuż drogi
obolałe nogi klepią modlitw codę
potu zapach przaśny lekko się kołysze
ponad śpiewną ciszą zmęczonych pielgrzymów
nie idą do Rzymu nie jest celem Mekka
długiej drogi męka na Parnas wycieczka
pcha się ciżbą parną nie licząc średniówek
strzępy wersodniówek fruwają podnietą
trzeba wyjść na czoło by wytrzymać napór
złotopiórych poetów czeka edytor
2010