wrzącym betonem osiedli w kaniony ulic
rozgrzaną do czerwoności cegłą kamienic
ponad lawą asfaltu miękko stygnącego
w góry lasy nad morze erupcja wyrzuca
hordy mieszczuchów w piroklastycznym obłoku
co niespodziewanie spada jak trujący deszcz
grząskiego popiołu aby osiąść na wszystkim
wakacje wczasy to urlop od obowiązków
trzeba nadrobić brak dotknięć łona natury
a w dobrej wierze po sobie zostawić śmietnik
że może sam zarośnie zielem na kraterze
02.07.08r.
*tytuł zapożyczony od Melchiora Wańkowicza